Styl życia

Tinder: Wyleniały artysta z ogromnymi ambicjami filmowymi – warszawski Spielberg.

Sobota. Pada deszcz. Jest mokro i chłodno. O 15.00 spotkanie z F.

Trzydziestoparoletni mężczyzna, który na Tinderze prezentuje się jak chłopak z branży reklamy; kreatywny, mający wielkie Ja i co to nie Ja … Przychodzę kilka minut przed czasem. Jest to mój problem. Zawsze przychodzę przed nigdy na czas i po czasie. Okazuję się, żeby wejść do knajpy, muszę zostawić płaszcz i zapłacić. 

Nie mam gotówki. Dzwonię do F, że będę czekać na niego w innym miejscu. Przychodzi. Witamy się poprzez uściśnięcie dłoni. W rzeczywistości wygląda już bardziej jak artysta aniżeli dyrektor kreatywny z agencji reklamowej czyli jakby trochę biedniej … 

Podchodzi kelnerka. Zamawiam ciacho i kawę. F zaczyna rozmowę z kelnerką. Okazało się, że chodzili do tych samych miejsc „za młodu”. Ja zaczynam się zastanawiać czy on się umówił z nią czy ze mną? Już przestaję łapać kontakt wzrokowy z kelnerką, dając jej delikatnie do zrozumienia, że już jestem zmęczona tą ich konwersacją. W końcu odchodzi. Jednak mały niesmak pozostaję. 

Zaczynamy rozmawiać; o fotografii, sztuce, Paryżu. Rozmowa nawet się klei. Zmieniamy miejsce. Idziemy gdzie indziej. Tym razem zamawiam Martini a on zieloną herbatę. Dowiaduję się, że ma kilkuletnią córkę, która jest za granicą ze swoją matką. Pokazuje mi jej zdjęcie na smartfonie. Widać, że jest dumny z swojej córki. Zaprasza mnie do siebie, na włoskie sery. Spacerujemy. Obejmuje mnie. Odprowadza mnie do mojej przyjaciółki, która tego wieczoru urządzała imprezę. Na do widzenia mnie całuje. Jestem zaskoczona. 

Następnego dnia dzwoni do mnie by podać mi swój adres. Nie bardzo chcę mi się do niego iść. Mówię mu:

Wiesz F z Tobą to mogłabym mieć namiętny romans, a ja już jestem tym zmęczona. On: Przecież to, że do mnie przyjdziesz tego nie gwarantuje. Kupiłem włoskie sery, świeże pieczywo. Przyjdź! Miło spędzimy niedzielny wieczór. Ok, przekonuje mnie.

Mieszkanie dość czyste jak na kawalera – rozwodnika. Kawalerka z małą łazienką w kamienicy na ostatnim piętrze. Opowiada mi historię swojego życia; jest po odwyku alkoholowym i narkotykowym. Zapal mi się duża czerwona lampa. Przez wiele lat był fotografem a teraz jest reasercherem.

Aktualnie jest w trakcie poszukiwań singielek z dużych miast by zrobić film dokumentalny o nich z swoim przyjacielem. I to głównie z tego powodu jest na Tinderze. Uważa, że jestem doskonałym przykładem – atrakcyjna i inteligentna. Zadaję mi pytanie: czy chciałabym wziąć udział w takim projekcie. Mówię; Tak. Jasne! Czemu nie.

Odprowadza mnie na przystanek i umawiamy się na kolejne spotkanie. Chce zrobić wstępne nagranie ze mną by tym samym jego przyjaciel reżyser mógł mnie „zapoznać”. 

Dwa dni później, znowu przychodzę do jego mieszkania tym razem na nagranie. Obiecywał, że coś ugotuję jednak obietnicy nie dotrzymał. Na łóżku wyprane i starannie rozłożone wełniane swetry. Bardzo mnie za to przeprasza. A mnie zapala się kolejna czerwona lampa; bo przecież już miałam chłopaka, który z biedy, nadmiernie dbał o swoją odzież i buty by cały czas wyglądać nad wyraz schludnie. F częstuję mnie łososiem, pieczywem z Biedronki i resztkami włoskich serów z niedzieli. 

Ustawia przede mną aparat fotograficzny z funkcją nagrywania. Bez mikrofonu zewnętrznego (!) Zero dodatkowego światła, tylko blenda, która ma dawać poczucie odrobiny „profesjonalizmu.” 

Zadaję mi pytania: Jak długo jestem singielką? Kogo szukam? Jakie były moje poprzednie związki? Później przechodzi do pytań tendencyjnych, by się dowiedzieć czy on mi się podoba. 

Kończymy nagranie. On proponuję, że mogę zostać na noc. Ma kanapę. Odmawiam. Idzie mnie odprowadzić na przystanek. Po drodze napięcie seksualne sięga u niego zenitu. Proponuję byśmy poszli na herbatę do knajpy. Ok, zgadzam się. Mówi mi, że jestem bardzo atrakcyjną kobietą, że widzi to jak doskonale mogłoby nam być w łóżku. Ale też obiecał swojemu przyjacielowi, że nie będzie sypiać z dziewczynami z Tindera z którymi mają robić film. No nic Karolina! Jak wrócę do domu, to wezmę zimny prysznic i strzepię gruchę (!) Po usłyszeniu tego zdania zrobiło mi się słabo i kompletnie zaniemówiłam. Zastanawiam się gdzie są te granicę przyzwoitości, co jeszcze w ramach tzw bezpośredniości, otwartości można powiedzieć? 

Rozbita wracam do domu. Dzwonię do mojej przyjaciółki i jej to wszystko opowiadam. Ona wylewa mi przysłowiowy kubeł zimnej wody i już wiem jak potraktować kolesia. Z dystansem! Następnego dnia kontaktuję się z F za pomocą smsów i FB by ustalić jak ma wyglądać nasza dalsza współpraca nad filmem. 

Okazuję się, że nie może mi wysłać żadnych materiałów, informacji dotyczącego tego filmu ani briefu, ani jaki budżet, kto jest producentem. Na moje prośby dostaję odpowiedź: Szarżujesz, wiesz o tym?

Odpowiadam: w świecie tzw „profesjonalnym” jak ktoś coś chcę zrobić i angażować w to ludzi to przygotowuje brief dzięki czemu ludzie mogą się zapoznać z ideą i zastanowić czy chcą w tym wziąć udział. Ty ani Twój przyjaciel nie pokazaliście nic. 

Jeśli w ten sposób ze mną chcesz rozmawiać, to temat filmu jest już dla mnie zamknięty. Jednocześnie nie pozwalam by materiał który nagrałeś był przez Ciebie czy Twojego przyjaciela reżysera wykorzystany. 

Są różne sposoby by zaimponować kobiecie; samochodem, kolacją za setki złoty, podróżami w dalekie miejsca, kulturą osobistą, elokwencją, wrażliwością… F wybrał film o singielkach. I być może gdybyśmy się spotkali 10 lat wcześniej, to by mi to zaimponowało. Teraz już nie!


Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

MOJA HISTORIA Z CHÂTEAU DU PAYRE, CZYLI JAK WYEMIGROWAĆ I ZAMIESZKAĆ W ZAMKU

Historia z Château du Payre to przypadek i ogromne szczęście któremu jednemu jak i drugiemu bardzo pomogłam.